czwartek, 10 stycznia 2008

Moo, motherfucker, moo!

Na początek - Monarcha ma swojego blipa. To tak dla ludzi, którzy na bieżąco chcą być z moimi nowymi planami i knowaniami. Wchodzić, obserwować i takie tam. O samym blipie więcej napisał Er na swoim blogu.

Wreszcie mamy ferie. No po prostu cudo jak dla mnie. Szkoda tylko, że niedługo skończy się pierwszy sezon House'a i nie będzie co oglądać. Wydaje mi się, że te ferie nie mogą a być nieudane skoro już na początku spotyka mnie oś miłego pod postacią "Jackie Brown" w niedzielę na TVP. Cudo, wreszcie będę mógł nazwać siebie prawdziwym fanem Tarantina.

Tymczasowo wymiatam moim nekro w Guild Wars: Factions. Gierka nie jest tak dobra jak WoW, ale na bezrybiu i dupa słowikiem, więc większego wyboru nie miałem. A gra się równie przyjemnie.

Cholera nie mam o czym napisać. Notka niby denna, ale porządniej jej sklecić nie mogę. Poczekam na jakiś impuls i później wrzucę coś większego.

1 komentarz:

Siwucha pisze...

Mój drogi!
Wielu nie docenia Jackie Brown. A toż to prawdziwy majstersztyk! Fabuła - to jest to. Mogę się pokusić o stwierdzenie, iż jest to najbardziej skomplikowany pod względem fabularnym film Quentina. Czyż nie? A ujęcia? Ta sama scena ukazana z różnych perspektyw.
Jakże ja cieszyłam się dostając magiczne pudełko z trzema filmami Pana T. w tym właśnie "Jackie Brown".
A muzyka...muzyka w tym filmie jest niesamowita.
Szczególnie nachodzi ochota na muzykę wprost z adaptera. (Polecam, doznania kompletnie...hmm...no odmienne)